Piotruś
Piotruś jest sześciolatkiem z afazją sensoryczno-motoryczną. Od momentu, kiedy rozpoczęliśmy proces diagnozy i na początku terapii (synek miał 16 miesięcy), korzystaliśmy jedynie z pomocy prywatnych specjalistów. Na tym etapie mieliśmy szczęście trafiać na terapeutów – w moim odczuciu – kompetentnych i biorących pod uwagę główne problemy rozwojowe naszego dziecka. Terapia postępowała, a równocześnie diagnozowaliśmy syna u neurologa oraz odbywaliśmy szereg innych konsultacji (m.in. genetyczną i psychologiczną). Na podstawie obserwacji synka, po zapoznaniu się z opiniami innych specjalistów oraz po przeprowadzeniu wywiadu z nami, kiedy Piotruś miał 3 latka, pani neurolog postawiła diagnozę: afazja rozwojowa. Na tej podstawie postanowiliśmy ubiegać się o orzeczenie o niepełnosprawności dla synka. Nastąpiło trudne dla nas, niestety, zderzenie z Powiatowym Zespołem ds. Orzekania o Niepełnosprawności. Osoby orzekające (neurolog i psycholog) stwierdziły w uzasadnieniu „niezaliczenia synka do grona osób niepełnosprawnych”, że mający wówczas ponad 3 lata Piotruś, który wypowiadał kilka słów, z rozumieniem mowy na poziomie 2-latka (jak wykazała Diagnoza Monachijska) „nie odbiega znacząco swoim poziomem rozwoju od rówieśników”.
Zwróciliśmy się z prośbą o pomoc do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Dostrzeżono tam skalę problemów synka i przyznano mu orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego oraz objęto go wczesnym wspomaganiem rozwoju. Obie te formy pomocy Piotruś otrzymuje do dziś w swoim przedszkolu integracyjnym. Mamy szczęście pracować ze wspaniałymi terapeutkami, które bardzo dbają o wszechstronny rozwój dziecka, pomagają mu w pokonywaniu trudności, które stawia przed nim afazja, a także wzmacniają jego mocne strony.
POLECAMY
Antek
Tuż po drugich urodzinach zwróciliśmy uwagę pediatrze na zatrzymanie rozwoju mowy u syna. Usłyszeliśmy, że to chłopiec i „ma jeszcze czas”. Po roku historia się powtórzyła, lecz postanowiliśmy działać – prywatnie. Neurologopeda powiedział, że możemy jeszcze poczekać lub zacząć terapię. Zdecydowaliśmy się na zajęcia, które kontynuowaliśmy przez kilka lat. Syn zaczął mówić, aczkolwiek trzeba było z niego „wyciągać” większość głosek. Zgłosiliśmy się do poradni psychologiczno-pedagogicznej celem oceny funkcjonowania dziecka. Usłyszeliśmy, że Antek nie ma większych problemów i brak jest podstaw do objęcia go wczesnym wspomaganiem rozwoju (WWR). Zasugerowano nawet, że mamy zbyt wygórowane oczekiwania wobec dziecka. Od kolejnych lekarzy i specjalistów słyszeliśmy, że głównymi problemami syna są nadruchliwość i niska koncentracja, a mowa to tylko niewielki deficyt. Dowiedzieliśmy się też, że ma bardzo dobrze rozwiniętą percepcję wzrokową, na tyle dobrze, że nawet w przyszłości nie będzie dyslektykiem. Ratowaliśmy zatem nasze dziecko...